Zaufanie do innych
Dziś rano zdemontowaliśmy dodatkowe kółka przy jej rowerku. Czterolatka z dumą siada na nim i rusza naprzód w promieniach słońca. Ojciec biegnie obok, jedną rękę trzyma na jej pleckach, a drugą na siodełku. Mała pedałuje, jak może najszybciej, uczepiona kierownicy. Tata dodaje jej odwagi: „Jedź, nie zatrzymuj się”, „patrz przed siebie”, „bardzo dobrze!”. Puszcza siodełko. Dziewczynka jedzie bez pomocy ojca. Nabiera prędkości, ale zachowuje równowagę. Kiedy zdaje sobie z tego sprawę, krzyczy z radości i jeszcze przyspiesza. Czuje się wolna i lekka: wierzy w siebie.
Ale właściwie w co wierzy? W swoje możliwości? W ojca? W tę chwilę rodzinnego szczęścia?
Ta mała dziewczynka na rowerze może nam służyć za przewodnika. Jej wiara we własne siły płynie z trzech źródeł. Najpierw jest to jej ojciec. Rusza zatem w drogę nie sama, lecz z nim, dzięki niemu. Wiara w siebie jest najpierw wiarą w kogoś innego. Potem liczą się własne umiejętności tej dziewczynki. Przyswaja sobie rady ojca jak pedałować, jak trzymać kierownicę. Zdobyła coś, bez czego nic nie byłoby możliwe, czyli wiarę w siebie. Jest to też wiara we własne umiejętności. Ale jest i coś więcej. Radość, która ją ogarnia, gdy nabiera prędkości, jest czymś więcej niż zachwyt, że nauczyła się jeździć na rowerze. To radość wszechogarniająca, głębsza, która rozbrzmiewa jak wdzięczność za życie. Wiara w siebie – jest wiarą w życie.
Wiara w siebie to coś, co się przeczuwa, co rodzi się z pewnej alchemii. Jest pochodną wielu czynników. Drogi, które do niej prowadzą, są bardzo różne, ale wiara raz zdobyta niesie nas wszystkich przez życie w ten sam sposób. Jest tylko jeden rodzaj wiary w siebie, ale istnieje wiele sposobów jej budowania.
Budowanie wiary to świadoma praca
Madonna jest na scenie bestią, jest też artystką, która przez całe swoje życie potrafi sama kreować się od nowa. Była jednak kiedyś dzieckiem nieśmiałym, złamanym przez utratę matki, która zmarła, gdy artystka miała zaledwie pięć lat. Skąd czerpała więc siłę, skąd wiedziała, jak narzucać tłumom swą osobowość?
Patrick Edlinger był jednym z pionierów wspinaczki w stylu wolnym. Gdy wspinał się samotnie, jego gesty były tak płynne, że zdawało się, iż tańczy ponad otchłanią. Przechodził od jednego chwytu do drugiego z szaloną gracją. Bez trwogi. Na czym polegał jego sekret?
Pilot, lądując w nocy na pokładzie lotniskowca niemal na ślepo, sadza pędzący z prędkością 250 km na godzinę samolot na superkrótkim pasie startowym. Co robi, żeby się nie bać?
Pośrodku ruchu ulicznego oraz wywołanego przez wypadek chaosu lekarz pogotowia ratunkowego musi natychmiast zidentyfikować rannych i obrażenia, którymi trzeba zająć się najszybciej, jak można. Co robi, aby się nie pomylić?
A muzycy, którzy improwizują przed gigantycznymi tłumami? Tenisiści, którym nie zadrży ręka, gdy odbijają piłki meczowe? Studenci, którzy nigdy nie są tak dobrzy, jak w dniu egzaminów? Skąd oni wszyscy biorą wiarę w siebie i odwagę, by wziąć los w swoje ręce? W czym są do siebie podobni?
Madonna, Patrick Edlinger, George Sand, John Lennon, Serena Williams i inni mogą posłużyć za przykład: nie rodzimy się pełni wiary w siebie, lecz możemy ją zdobyć. Ta wiara jest nieustanną walką – wymagającą cierpliwości i trudu. Czasem, gdy doskonale opanowujemy jakąś dziedzinę, zbudowana na tym wiara w siebie pozwala nam się w niej zatracić i staje się źródłem głębokiego szczęścia.
Trzy filary
Zawsze będziemy odnajdywać, w różnym stopniu i w różnych formach, te trzy filary wiary w siebie:
- wiarę w innego,
- wiarę w swe możliwości
- wiarę w życie.
Zresztą, być może, wszystko się od tego zaczyna: trzeba przeć do przodu ze świeżym umysłem dziecka i mieć wiarę, nie wiedząc nawet, co jest jej źródłem.
Zaufanie to dziecięca zdolność wychodzenia naprzeciw czemuś, czego się nie zna, tak jakby się to rozpoznawało – pisze pięknie pisarz i poeta Christian Bobin. Jako dorośli mamy świadomość ryzyka i zagrożeń, której nie mieliśmy jako dzieci, gdy pierwszy raz rozpędziliśmy się na naszym rowerku. Jesteśmy pełni niepokoju, bo jesteśmy świadomi zagrożeń i ewentualnych konsekwencji. Ale ta świadomość nie powinna ograniczać naszej odwagi, zdolności, by iść naprzód. Mieć wiarę w siebie to zachować serce dziecka i duszę dziecka w umyśle osoby dorosłej.
Nasza epoka tej wiary od nas wymaga. W tradycyjnych społecznościach każdy miał swoje miejsce. Wiara w siebie nie jest konieczna, jeśli od dzieciństwa wszystko jest przesądzone i nie ma niczego, co należałoby zdobyć. Czasy współczesne – zgoła odwrotnie – czynią nas istotami wolnymi, odpowiedzialnymi za swój los. Teraz musimy sami realizować swoje plany, dowodzić własnej wartości i budować szczęście: to naszą rzeczą jest wymyślić swoje życie. A to wymaga wiary w siebie.
A jednak uzyskanie tej wiary nigdy nie było tak skomplikowane jak teraz, nigdy też nie było tak potrzebne. I nigdy jej budowanie nie było równie trudne. Naprawianie silnika w swoim samochodzie lub konstruowanie drabiny kiedyś mogło przynosić ulgę złamanemu sercu. Żywienie rodziny, gdy miało się do dyspozycji wyłącznie warzywa ze swojego ogródka, mogło wypełnić ludzkie serce, a także nakarmić bliskich. Ale spędzanie całych dni na zebraniach lub na odpowiadaniu na maile nie ma takich właściwości. Straciliśmy pierwotny kontakt z rzeczami. Nasze systemy produkcji są tak wyrafinowane, że nie wiemy już, co robimy. Szanujemy proces, ale trudno nam określić, na czym polega nasz fach.
Korzenie wiary
Aby wyjaśnić tajemnice wiary w siebie, wracamy do mądrości antyku i do filozofów współczesnych, takich jak Emerson, Nietzsche czy Bergson. Myślicieli, którzy często podejmują ten temat w sposób pośredni – snując rozważania o wolności, odwadze czy wyjątkowości, mówią do nas o zaufaniu. Będziemy też musieli szukać gdzie indziej, wśród opinii psychologów, takich jak Boris Cyrulnik, czy psychoanalityków jak Jacques Lacan, w pracach badaczy lub pedagogów, w doświadczeniach sportowców i pilotów myśliwców lub lekarzy pogotowia, w słowach poetów lub wizjach wielkich mistyków.
Wiara w siebie to kwestia tak fundamentalna w naszym życiu, że nie może być przedmiotem badań przez jedną tylko dziedzinę nauki. Aby zrozumieć jej dynamikę, nie trzeba przesiadywać w laboratorium, lecz obserwować prawdziwe życie, patrzyć, jak się rodzi i jak rośnie, dostosować się do jego rytmu i podążać za jego ruchem, jego wahaniami i meandrami, biec za nim, jak biegnie się za dzieckiem, które omal się nie przewraca, lecz po chwili łapie równowagę i rusza do przodu.